Sam, sama – co to dla ciebie znaczy? Dlaczego tak trudno nam jest ze sobą, kiedy jesteśmy sami? Czego nie umiemy w sobie zaakceptować, żeby się ze sobą dobrze poczuć? Przeżycie, życie, bycie w życiu czy uciekanie od życia?
Pamiętam jak kilka lat temu pojechałam na warsztaty do Kawkowa, na Festiwal Wymiany będąc jedną z uczestniczek, ale prowadzącą swoje zajęcia. Na tym polegała idea tego festiwalu, na wymianie pomiędzy uczestnikami i prowadzącymi, na zmianę było się jednym i drugim.
Było to pierwszy raz kiedy tam byłam, i też moje pierwsze „dziwne” warsztaty, bo związane z eft. Później miałam okazję być tam jeszcze kilka razy, za każdym razem wyjeżdżając z innymi doświadczeniami.
Jadę sama
W podróż wybrałam się sama. Jechałam trochę z niepokojem, ale i ekscytacją, jak to zwykle bywa, gdy jedziesz w nieznane. Nie miałam problemu z tym, że jadę sama, często na różnego rodzaju szkolenia, do szkoły czy na warsztaty wybierałam się samodzielnie, ale tutaj dodatkowo miałam prowadzić nowe dla mnie warsztaty to i lekki stres był.
Dotarłam na miejsce mijając piękną drogę przez las, rozejrzałam się chwilkę po ośrodku, pochodziłam w różne miejsca, przywitałam się z innymi. Nikogo tam nie znałam, może dlatego poczułam się trochę samotna i zagubiona, i to pomimo iż nastawienie wcześniej miałam doskonałe.
Zapakowałam się więc na moje miejsce na klimatycznym strychu i poszłam spać. Od rana zaczynały się różne zajęcia na których chciałam być. Jeszcze przed śniadaniem poleciałam na Qi Gong do Krzysztofa.
(wikipedia: Qigong składa się z dwóch słów: Qi, czyli życiowa energia, oraz Gong, czyli perfekcyjne opanowanie czegoś. To technika, która składa się z odpowiedniej postawy, skupienia umysłu oraz odpowiedniego oddechu).
Ćwiczyliśmy w kręgu, a ja się rozluźniałam. Pod koniec to już zupełnie, poczułam się ożywiona i ugruntowana. Było coś w tym magicznego (teraz obstawiam, że to prowadzący), że po zajęciach nabrałam dystansu do siebie i do tego, po co tu przyjechałam.
Była jeszcze chwila do śniadania, a dzień piękny, więc wzięłam kawę i usiadłam na tarasie. Zamknęłam na chwilę oczy, skupiłam się na odczuwaniu tej bieżącej chwili i … puściło. Puściło wszystko co sprawiało, że czułam się samotna.
W tym momencie byłam w całkowitej zgodzie sama ze sobą. Poczułam się tak dobrze z sobą, że nic mi więcej nie było potrzeba do szczęścia. Chciałam się cieszyć wszystkim, czego tam mogę doświadczyć. Nie miało już dla mnie znaczenia czy będę tam sama, czy z innymi.
Rozkoszowałam się tym momentem, i po chwili przysiadł się Krzysztof. Zaczęliśmy rozmawiać o energii, o naszych warsztatach i o niczym. Później dosiedli się inni i tak luźno gawędząc nawiązały się fanatyczne nici znajomości. Już do końca nie czułam się samotnie, mimo spędzanych w pojedynkę chwil.
Sama czy samotna
Dla mnie bycie samą a czucie się samotną czy osamotnioną to dwie różne sprawy. Mając całkowitą zgodę na siebie dużo łatwiej czuć się ze sobą dobrze, nawet gdy jesteśmy sami i nikogo przy nas nie ma.
Ja bardzo lubię chwile samotności, szczególnie kiedy zbyt długo siedzę w domu a tam „pełna chata”. Jak to się mówi, mogę wtedy pogadać sama ze sobą, czyli w końcu z kimś mądrym 😉
Jest taki narysowany przez Martę Frej obrazek z napisem: „Proszę nie przeszkadzać, biorę udział w burzliwej dyskusji wewnętrznej” , tak, to właśnie ja 🙂
Chwila wyłącznie dla mnie
Choć uwielbiam kontakt z innymi, chyba nie mogłabym bez tego istnieć, i marny ze mnie introwertyk, to absolutnie potrzebuję takich chwil samotności.
One dodają mi mocy i przybliżają do siebie. Natomiast wiem, że jest to dla mnie możliwe dopiero od czasu, gdy mam na to wewnętrzną zgodę i spokój, pogodzenie ze sobą.
Kiedyś czułabym się osamotniona, zlękniona, może rozżalona. Kiedyś, jako mała dziewczynka bardzo tęskniłam za kontaktami z innymi dziećmi. Kiedyś bałabym się odezwać czy podejść do innych.
Na szczęście nauczyłam się już odzyskiwać siebie. Kawałek po kawałku, poznaję i czuję swoją moc.